Publicystyka

Unia całkowicie oszalała

Tomasz Cukiernik

Polscy związkowcy mają więcej oleju w głowie i lepszy ogląd sytuacji niż eurokraci, którzy mimo wywołanego blokadą gospodarki kryzysu koronawirusowago nadal prą w kierunku urojonej zeroemisyjności.
Dwa tygodnie temu pisałem na tych łamach, że niższe ceny ropy naftowej mogą pomóc w odbudowie gospodarek zniszczonych lockdownem. Nie wszystkim jednak podobają się te… niskie ceny! Nie mam bynajmniej na myśli ani koncernów naftowych (które na litrze paliwa mają trzy razy wyższą marżę niż przed kryzysem), ani państw wydobywających surowiec, jak Arabia Saudyjska, Irak, Iran czy Kuwejt (choć one oczywiście tracą w pierwszej kolejności). Otóż niskie ceny ropy nie przypadły do gustu… francuskim politykom i zielonym! W tym celu planują zaszkodzić nie tylko sobie, ale wszystkim gospodarkom krajów członkowskich i konsumentom w Unii Europejskiej. Argumentacja jest taka, że przy niskich cenach ropy (a co za tym idzie również gazu) bardziej opłacalne jest wykorzystywanie w gospodarce tych właśnie kopalnych źródeł energii, co oznacza, że jednocześnie z tego
samego powodu znacznie pogorszyła się konkurencyjność tzw. odnawialnych źródeł energii, co z kolei utrudnia Unii Europejskiej osiągnięcie zmyślonych przez eurokratów unijnych celów klimatycznych.

Jak podnieść ceny

W związku z tym francuskie władze wpadły na „genialny” pomysł, by… na siłę w całej Unii podnieść ceny paliw i energii (w kryzysie!). Otóż ze strony Paryża pojawiła się propozycja, aby tak przemodelować unijną politykę energetyczno-klimatyczną, żeby w czasie niskich cen ropy naftowej i spadających cen powietrza (uprawnień do emisji dwutlenku węgla) nie doszło do tego, że proekologiczne pomysły Unii są jeszcze bardziej nierentowne. W dokumencie wysłanym pod koniec kwietnia br. do delegacji krajów członkowskich Francja pisze, że „ekstremalnie niskie ceny paliw kopalnych”, jakie widać na światowych rynkach, „nie odpowiadają ich prawdziwemu kosztowi dla klimatu”. W tym celu Francja proponuje wprowadzenie „węglowej ceny minimalnej” w unijnym systemie handlu emisjami lub w dyrektywie opodatkowania energii, która podlega przeglądowi w ramach Nowego Zielonego Ładu.

Francja obawia się także wpływu zbyt niskich cen energii elektrycznej (wynikających m.in. ze spadającego popytu na energię z powodu zamykania gospodarek w związku z koronawirusową histerią) na unijny rynek handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Obecna sytuacja może doprowadzić do załamania się cen powietrza. W połowie maja br. uprawnienia do emisji CO2 kosztowały poniżej 20 euro za tonę (23 marca chwilowo spadły nawet do ok. 15 euro), podczas gdy na początku tego roku oscylowały wokół 25 euro. To utrudni usuwanie węgla z gospodarki, zmniejszy wpływy państw z tytułu sprzedaży uprawnień i spowolni zielone inwestycje. Ale nawet cena 20 euro jest niekorzystna dla przedsiębiorców funkcjonujących w Unii Europejskiej, bo przecież zagraniczna konkurencja w ogóle nie płaci tego podatku. Dlatego też francuscy socjaliści mają i na to swoją receptę. Aby powstrzymać przenoszenie zakładów produkcyjnych poza Unię (w rezultacie czego nie tylko traci unijna gospodarka, ale i zwiększa się globalna emisja CO2, o czym za chwilę), Francuzi (ale i eurokraci) proponują specjalne graniczne cło węglowe. Zbyt niskie ceny energii ze źródeł kopalnych mogą także spowodować ograniczenie inwestycji w branżę odnawialnych źródeł energii, co też by utrudniło osiąganie unijnych celów klimatycznych. Zresztą prezydent Emanuel Macron i inni francuscy politycy już dwa lata temu naciskali, by inne kraje członkowskie ustaliły minimalną cenę za emisję dwutlenku węgla na znacznie wyższym poziomie niż wynikała ona ze sztucznie stworzonego w UE rynku powietrza, by w ten sposób UE szybciej stała się neutralna węglowo.

Działania te jeszcze bardziej uderzą w polską energetykę, sektor transportowy i całą gospodarkę. Ale kogo w Paryżu czy Brukseli to obchodzi? Francuzi mają też swoją typowo socjalistyczną odpowiedź i na ten problem. Prezydent Macron opowiada się za wprowadzeniem polityki socjalnej dla regionów przechodzących przemiany, czyli tych, gdzie dojdzie z tego powodu do utraty miejsc pracy. Wiadomo, że to nie jest rozwiązanie. Po co łatać ranę plastrem? Czy nie lepiej nie zadawać cięcia?

500 miliardów euro w błoto

Tymczasem już w styczniu br. Ministerstwo Klimatu przyznało, że koszty osiągnięcia przez Polskę neutralności klimatycznej są znacząco wyższe niż średnia dla państw UE i szacowało je na 400 mld euro w latach 2021-2050.Z koleiPaweł Sałek, doradca prezydenta ds. ochrony środowiska, w perspektywie do roku 2050 mówił w TV Trwam o kwocie 500 mld euro. Natomiast według Konfederacji Lewiatan, koszty transformacji samego ciepłownictwa w Polsce do 2030 roku wyniosą 110 mld euro, a do 2050 roku – 297 mld euro! A to wszystko marnowanie zasobów, bo cały świat prowadzi inną politykę niż UE. Otóż Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla podała w mediach społecznościowych kilka ciekawych statystyk – podczas gdy Unia Europejska każe zamykać Polsce elektrownie węglowe i nakłada na nasz kraj coraz większe ograniczenia:

– w ponad 60 krajach na świecie planuje się budowę nowych elektrowni węglowych (łącznie 1,4 tys. elektrowni zasilanych węglem kamiennym i brunatnym);

– w samej tylko Japonii planuje się wybudowanie 48 nowych elektrowni węglowych;

– w Niemczech uruchamiana jest w tym roku nowa elektrownia węglowa Datteln 4 o mocy 1052 MW;

– w Rosji oficjalnie planuje się wzrost wydobycia węgla do 485-668 mln ton rocznie oraz wzrost zużycia o 12 proc.;

– same tylko Chiny emitują 34 razy więcej CO2 od Polski, moc elektrowni węglowych w Chinach ponad 30 razy przekracza moc wszystkich polskich elektrowni węglowych, a planuje się uruchomienie kolejnych elektrowni węglowych o mocy 226 GW (to więcej niż moc wszystkich elektrowni węglowych w całej UE).

Co więcej, według podanych przez Izbę statystyk, opierających się na danych m.in. Komisji Europejskiej, roczna emisja CO2 w Polsce wynosi niecałe 334 mln ton, podczas gdy na całym świecie – ponad 37 887 mln ton. Oznacza to, że Polska emituje zaledwie 0,88 proc. światowych emisji tego gazu! Więc gdyby nagle z dnia na dzień nasza emisja spadła do zera, to nikt nawet by tego nie zauważył. Poza skutkiem w postaci zarżnięcia polskiej gospodarki.

W tej sytuacji słuszne jest stanowisko Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność” wyrażone w lutym br. w piśmie do Urszuli von der Layen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, w którym czytamy, że forsowanie neutralności klimatycznej w Unii Europejskiej bez adekwatnych działań ze strony reszty świata to gospodarczy sabotaż. Bo cały system handlu emisjami w UE i konieczność płacenia za powietrze przez emitentów dwutlenku węgla powoduje, że ostatecznie emisje CO2 na świecie nie zmniejszają się, a nawet rosną! Wyniesienie się hut, cementowni, zakładów chemicznych i producentów aluminium poza UE spowoduje zwiększenie emisji dwutlenku węgla, bo przestarzałe technologicznie instalacje w Chinach, Rosji, Indiach czy Turcji emitują więcej CO2 niż podobne instalacje w krajach UE, bo nie są tam prowadzone analogiczne działania klimatyczne i nie są nakładane takie obostrzenia na przemysł jak w UE. Ponadto do tego dochodzą emisje CO2 w związku z transportem tych towarów do krajów Unii.

W lutym zagadnienie to sensownie przedstawił w Programie 1 Polskiego Radia wiceminister rozwoju Krzysztof Mazur. Stwierdził, że największym problemem polskich hut są opłaty za emisję CO2. – Aby wyprodukować w Unii Europejskiej tonę stali, trzeba wyemitować mniej więcej dwie tony CO2, dopłaca się automatycznie 60 euro – mówił wiceminister Mazur. W efekcie rośnie przewaga hut poza Unią Europejską, które nie mają tych kosztów. Dlatego mimo że w Polsce rośnie popyt na stal, to spadają obroty naszego przemysłu stalowego, a rośnie import z zagranicy (podobnie jak z roku na rok wzrasta do Polski także import węgla i energii elektrycznej). Szacuje się, że na przykład emisja CO2 hut w Indiach do 2050 roku będzie trzy razy wyższa niż obecnie. Według raportu Worldsteel Association w 2019 roku produkcja stali na świecie wzrosła o 3,4 proc. W tym czasie w Polsce spadła o 11 proc., a jednocześnie import stali wzrósł o 13 proc. – Do tego w przypadku Polski mamy energię z elektrowni węglowych – zatem dopłacamy także tutaj, przez prąd, do emisji CO2 – huty płacą podwójnie. Podstawowe wyzwanie, jakie mamy to, jak sprawić, by przemysł hutniczy został w Europie, ale by zarazem realizować politykę UE – zaznaczył wiceminister Mazur. Oczywiście urzędnik nie wysunął słusznego wniosku, że w tej sytuacji należałoby zmienić tę absurdalną unijną politykę albo po prostu przestać ją realizować, tylko poparł propozycje eurokratów, by wprowadzić na granicy podatek węglowy. W efekcie wszystko będzie droższe. Czy – podobnie jak szaleni eurokraci – pan wiceminister tego nie rozumie? Bo kto zapłaci za tę księżycową politykę? Oczywiście, firmy z UE, a ostatecznie konsumenci. Gospodarka będzie jeszcze bardziej niekonkurencyjna.

Wycofać się z pakietu klimatycznego

Słuszny wniosek z tej sytuacji wyciągnął poseł Konfederacji Krzysztof Bosak. Jego zdaniem Polska powinna wycofać się z pakietu klimatycznego, bo nas na to po prostu nie stać. – Wiemy, że od stycznia ceny energii wzrosły o 12 proc. Wzrost cen energii w Polsce spowodowany jest unijną polityką certyfikacji i handlu certyfikatami na emisję CO2 – mówił Bosak w połowie maja br. – Polska mając najwyższy udział energii wytwarzanej z węgla ponosi tego najwyższe koszty i jest w ten sposób dyskryminowana przez bardziej rozwinięte państwa zachodnie – dodał. W związku z tym poseł Bosak wezwał polski rząd, by ten „odważnie odrzucił regulacje Unii Europejskiej i właśnie pod pretekstem wychodzenia z kryzysu, walki o rozwój gospodarczy postawił tę sprawę na arenie Unii Europejskiej”. Jak przypomniał polityk Konfederacji, 30 kwietnia br. czeski Senat przyjął specjalną rezolucję, wzywającą do renegocjacji unijnego pakietu energetyczno-klimatycznego. Samą absurdalną politykę klimatyczną UE Bosak nazwał utopijnym lewicowym założeniem narzuconym państwom Europy Centralnej przez bogate państwa Zachodu, które w ten sposób chcą zarabiać na sprzedaży nam bardzo drogich technologii energetycznych, których nie mamy i na które nas nie stać.

„Wedle tej strategii zmiany gospodarcze mają zostać wymuszone podatkami, opłatami i zakazami z jednej strony oraz dotacjami i przywilejami z drugiej. Takie działania w niczym nie przypominają rewolucji przemysłowej. Znacznie bliżej im do gospodarki centralnie planowanej, która była następstwem Rewolucji Październikowej. W odróżnieniu od krajów Europy Zachodniej, my w Polsce doskonale wiemy, że ten model gospodarczy zamiast rozwoju, przynosi stagnację, a zamiast dobrobytu, biedę i brak perspektyw” – w sedno trafił w swoim piśmie Zarząd Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność”. A pamiętajmy, że w ramach swojej strategii Unia Europejska do 2050 roku planuje zakazać wykorzystywania nie tylko węgla, ale i gazu, którego teraz udział w produkcji energii w Polsce rośnie w ramach… przestawiania się na ekologiczne źródła energii! Tak jak w USA, gdzie węgiel jako źródło energii w naturalnym procesie rynkowym wypierany jest przez gaz. Niestety, żyjemy nie w USA, a w UE, a tu nad procesy rynkowe przedkłada się centralne sterowanie.

Artykuł został opublikowany w nr 23-24 dwutygodnika „Najwyższy CZAS!” z 2020 r.

Tomasz Cukiernik

0 Comments